Mówią, że miłość to tylko pierwsze dwa lata. Fala zakochania, co porywa nasz mózg chemią, a potem wytraca się każdego dnia. Bez nadziei na odwrócenie trendu. Pozostaje nam smutna konieczność beznamiętnej przyjaźni. Ale co, gdybym chciała kochać i to nie tylko na wiosnę? Co, gdy zabraknie mi tego pożądliwego spojrzenia i własnej ekscytacji na widok drugiej osoby? Bo przecież wspólne dzieci, kredyty, remonty i zawodowe plany. To już nie długie spacery nad rzeką, godziny rozmów o niczym, pełne podniecenia, że tak wiele nas łączy. Dzisiaj wiadomo, że są sprawy, które różnią, a wdzięczność wzbudza kompromis tej drugiej strony, czy po prostu wzajemna akceptacja. Branie siebie takimi jakimi jesteśmy. Nikt przecież nie zdołałby być stale na randce: w najlepszym ubraniu, z nienagannymi manierami oraz wiecznie rozkwitającym na ustach uśmiechem. W życiu są też łzy, nerwy, dni bez seksu oraz uwielbienia, a czasem takie, w które w ogóle nie chce się wstawać z łóżka. Pięknie byłoby również po nich – wspólnie przeżytych – zakochiwać się stale w sobie na nowo. Na przekór psychologicznym podręcznikom, a dla naszej większej codziennej przyjemności.
Zamknąć się w jednym pokoju
Tak sobie pomyślałam, że w odpowiedzi na pytanie „jak?”, to tylko zamknąć się razem w tym samym pokoju. Niekoniecznie dla erotyki. Ale to właśnie mała przestrzeń, bez rozporoszeń, tematów pobocznych i telewizora, sprawia, że jesteśmy zmuszeni się zobaczyć. Zobaczyć i usłyszeć. Na co dzień partner to tylko jeden z elementów wielobarwnej mozaiki – trzeba go z niej wyłonić. Przecież, gdy byłyśmy zakochane, nie miałyśmy nic przeciwko temu, by nasz ukochany przesłaniał nam świat.
Są badania, które potwierdzają, iż stan zakochania można wywoływać np. wpatrując się intensywnie w oczy drugiego człowieka. Lubią nam się wtedy rozszerzać źrenice, a policzki różowić na znak hormonów, które buzują w ciele. Obserwowanie tych reakcji jest równie stymulujące, bo odbieramy sygnały reakcji na naszą obecność. Być intensywnie ze sobą to dawać sobie nieskończone okazje do zakochiwania się. Ponownie i ponownie. A gdy już się napatrzymy, możemy zacząć rozmawiać. Nie o obowiązkach, wzajemnych żalach czy prentensjach, bo te już dość wieczorów uczyniły ciężkimi, ale o tych obecnie aktualnych marzeniach i pasjach. Co nas dzisiaj w powietrze unosi i skrzydeł dodaje?
Zakochać się w partnerze od nowa: moje „dlaczego”
To więcej niż wrócenie wspomnieniami do pierwszej randki. To przypomnienie sobie, co budziło nasz podziw. Co fascynowało nas w tym drugim człowieku. Bo przecież musiało być tego dużo, skoro byłyśmy gotowe niemal na wszystko. Na spóźnienia na uczelnię lub do pracy, niewykonane zadania, chwile zapomnienia i cudownie wyzwalającego bezwstydu. Mało która para jest ze sobą z przypadku, tym bardziej więc dziwne, że tak szybko zapominamy o naszych powodach, by być razem. A jednak tak się dzieje. Gubimy z oczu co cenne przez przyzwyczajenie.
Podziw vs. pogarda
Według badań Julie i Johna Gottmana, którzy prowadzą własny instyt badań Gottman Institute, żadna kłótnia, awantura czy żal nie zabija związku tak skutecznie jak pogarda. Esther Perel, moja ulubiona terapeutka par, dodaje, iż nic tak nie budzi Erosa jak podziw. Dlatego krytykowanie jest groźne – lubi przecierać neuronalne ścieżki naszej subiektywnie niskiej oceny partnera, co czasem kończy się pogardą wobec jego dokonań, wyborów, czynów, aż wreszcie całej jego osoby. Chwalenie i docenianie działa dokładnie odwrotnie – przeciwważąc krytykę. Cuda dzieją się też w te wszystkie momenty, gdy widzimy naszego ukochanego innymi pożądliwymi oczami. Bo jeśli jest on na scenie lub przyjęciu, budząc podziw innych, to i nasz zaczyna. Zmiana perespektywy. Ot tyle. Aż tyle. Dlatego trzeba nam wziąć pod lupę własne rolowanie oczami i poszukać nie mniej uważnie momentów zachwytu. I koniecznie o nich powiedzieć! Partnerowi, a może i światu? Gdy randkujemy opowiadamy o naszym partnerze stale same dobre rzeczy, a później cichniemy. Nie zawsze dlatego, że brak ku temu powodów. Zwyczajnie mniej w nas entuzjazmu, ale być może mogłybyśmy ten entuzjazm same sobie przywrócić?
Dotyk i 30 nocnych randek
Nastolatki stale całują się na ławkach czy stojąc w kolejkach w supermarkecie. Kto powiedział, że nam nie wypada? Trzymać się koniuszkami palców, położyć dłoń na pośladku (z poklepywaniem sugerowałabym sprawdzenie najpierw wzajemnych preferencji), pokierować jego rękę na własną pierś, gdy będziecie w windzie (niech panowie z monitoringu mają trochę wrażeń!). A może warto czasem zaciągnąć swojego męża pod jakąś ścianę i całować się dłużej niż zwykle? Kiedy ostatni raz tak było? Jeśli trzeba wam obojgu więcej intymności i nastroju – zaplanujcie go. Wpiszcie do kalendarza 30 randek. Bez presji, co ma się podczas nich zdarzyć. Ale niech ich ilość zmusi was do namysłu, co mogłoby się jeszcze dziać. Żeby nie było nudo. Wykreślamy kino i filmy! Oczywiście ciężko o tego rodzaju fizyczną bliskość, gdy żale siedzą w piersi. Dlatego warto wykorzystać okazję i opowiedzieć, na co miałybyśmy ochotę, ale co nas powstrzymuje… Bo chciałabyśmy się zapomnieć i całować, ale czujemy rozczarowania. Albo może trudno nam na nowo zaakceptować własne ciało. A może zwyczajnie zgubiłyśmy własne marzenia, które trzeba wymyśleć na nowo. Bo przecież nie wszystko, co nas lubi blokować, siedzi gdzieś daleko. Zresztą najczęściej to zawartość naszej głowy zaciąga ręczny hamulec – kochane przekonania. Stąd przy okazji planowania 30 spotkań można to i owo przemyśleć na nowo, czy przynajmniej rzucić sobie wyzwanie.
Hej 🙂
Przeglądam Twoją stronę i znajduję wiele inspiracji. Zajmuję się trochę podobną tematyką i również piszę o seksie. Zechciałabyś zerknąć i wypowiedzieć się co sądzisz np. o seksie analnym?
http://www.thesilhouette.pl/analna-przyjemnosc-porady
Dzięki za to co tworzysz. Udanego dnia! 🙂