Pisanie terapeutyczne od lat mnie fascynuje. Być może dlatego, że zwyczajnie lubię kolekcjonować słowa. Zbierać je, by potem im się przyglądać, wychuchać, wydmuchać, aż w końcu ponownie rozsypać. Bo słowa lubią być uwalniane. Trzeba im przestrzeni, by mogły wybrzmieć. Choć niekoniecznie muszą być wszystkie wypowiedziane.
W każdym razie ta moja skłonność i słabość wobec pisania spowodowała, że realizuję obecnie dwa programy tworzone przez specjalistów od tej formy pracy coachingowo-terapeutycznej. Bo właśnie, na liście moich ulubionych zajęć – zaraz po pisaniu, a może nawet oczko powyżej – jest uczenie się. Dowiadywanie się nowego i próbowanie, jak to nowe smakuje. Stąd dokumentuję tu część tych moich grafomańskich notatek.
Pierwszy kurs traktuje o refleksji nad samym lub samą sobą. Powinnam teraz pisać o pracy. Wyliczyć wszystkie wykonywane zajęcia, odrobione i przewagarowane w tym kontekście lekcje. A ja myślę tylko o jednym. Że współcześnie stanowczo za dużo poświęca się czasu na zajmowanie się sobą. Nie zaszkodziłoby rozejrzeć się wokół. Lub w duchu konfucjańskim – miast spędzać czas na tłumaczeniu swoich racji, docenić racje innych. Samozaobsorbowanie jest jednym z wiodących trendów Zachodu – zaraz obok zawodowego snobizmu.
Uczestniczę w tym trendzie z zaangażowaniem. Codziennie stawiając sobie pytanie, kim jestem i kim chcę jeszcze zostać. Jakby nigdy nie było mi dość. I tego myślenia, i tego, kim jestem. Ja, pępek świata.
I tak wpis kończy się cukierkowo gorzką refleksją. Że o co ten cały szum? Ta cała szamotanina. Pępek pępkiem pozostanie. Nawet, gdyby miał ambicje serca. Nawet specjalnie przydatny nie jest, poza pierwszymi momentami życia. Po prostu jest i być ma. Na swoim miejscu.
Nie rozpaczaj, że ludzie cię nie rozumieją. Martw się tym, że to ty nie rozumiesz ludzi. – Konfucjusz