Zaczęłam poznawać historie bliskich i nieco dalszych krewnych, a zatem i widzieć ostrzej poszczególnych członków rodziny. Tych żyjących, bo reszta już tylko na zdjęciach. Współczesny świat czasem zapomina o mądrości starszych. Ja zapomniałam na pewno. Być może czas sobie samej o tym przypomnieć.
Parę lat temu wzięłam udział w warsztatach gimnastyki słowiańskiej. To taka nasza wschodnia wersja jogi. Podobały mi się. Ćwiczenia wydawały się przychodzić do mnie naturalnie, wręcz jakby były zapisane w pamięci mojego ciała. Dodatkowo świadomość, że to wszystko może mieć sens, bo np. podczas wykonywania elementów pobudzamy wydzielanie danego hormonu, fascynowała. Gimnastyka słowiańska wspiera kobietę w jej zdrowiu, co oznacza ni mniej, ni więcej, ale gotowość przynoszenia potomstwa na świat. Skończyłam przygodę z ćwiczeniami na tym jednym warsztacie z przyczyn światopoglądowych. Słowiańska filozofia nieco się kłóci z feministycznym spojrzeniem na świat. O ile rozumiem feminizm jako myślenie prokobiece, dające nam możliwość wybierania własnych dróg, o tyle koncept, iż każdemu mężczyźnie należy oddawać pokłon, budził we mnie sprzeciw.
Nie odrzuciłam i nie odrzucam jednak wszystkiego. Każdą filozofię można dla siebie przetłumaczyć. Interpretowałam więc słowiańską duchowość wedle własnych potrzeb – na pewno wybiórczo. Skoncentrowana na celebracji kobiet, ziemi i płodności, od czasu do czasu, wykonując pojedyncze ćwiczenia czy pogłębiając wiedzę – np. o słowiańskich rytuałach, obrzędach czy relacji z przodkami. Noc Kupały od lat pobudza moją wyobraźnię.
Tematem rodu zajęłam się ostatnio. Wykupiłam nawet kurs wiedzy o przodkach od Anny Wrzesińskiej, w sieci znanej również jako Anna Słowianka. Zakupu nie żałuję, choć właśnie z przyczyn światopoglądowych polecałabym ten produkt jedynie tym, którzy są gotowi przełknąć medytację za dzieci nienarodzone. Zresztą może nie trzeba jej rozczytywać w kontekście obecnych kobiecych protestów – jej podłożem jest idea włączenia wszystkich wykluczonych ponownie do rodu. Dużo metafizyki. Wierzeń. Mało polityki. Choć można argumentować, że duchowość zawsze jest upolityczniona.
Kurs na pewno nie reprezentuje moich zapatrywań, ale zwrócił w przepiękny sposób moją uwagę na własną rodzinę. Nie tę w mikrowydaniu, którą spotykam codziennie – partnera i córkę. Ale na naszych przodków. Mamę, ojca, babcię, dziadka, ich babcie oraz dziadków. Okazało się, że tak mało o nich wiem. Tak mało wiem, o wyzwaniach z którymi mierzyły się kobiety mojego rodu. Tak mało wiem, o ich szczęśliwych i nieszczęśliwych przypadkach. Jest w tej rodzinie dużo niesionej przez pokolenia traumy. Są też postacie wyjątkowe, dzielne, bohaterki i bohaterowie.
Zaczęłam przepytywać żyjącą rodzinę, a samo to spowodowało iż w części relacji ponownie popłynęła krew. Ta dobra, wspólna. Moje zainteresowanie dało innym poczucie bycia widzianym. W odwróconym świecie współczesnym tak mało uwagi poświęcamy mądrości starszyzny. Kult młodości spycha doświadczenie. Żyjemy ze smartphonem przyklejonym do dłoni, z dostępnem do sieci 24 godziny na dobę, co więc nam tam te babcie i dziadkowie mogą takiego powiedzieć? Fakty i daty znajdziemy w ułamkach sekundy. Każdy historyczny szczegół. I tylko gdzieś się zatraca moc oraz sztuka opowiadania historii. Tych o własnych przodkach, ich bohaterskich czynach, przeżywanych emocjach.
Na pewno wrócę jeszcze kiedyś do tego tematu. Bo okazało się, że w mojej rodzinie jest prababcia, która była w Auschwitz, prapradziadek kowal, który ustatkował się wbrew reszcie rodziny, biorąc sobie za żonę kobietę nieromskiego pochodzenia, inny dziadek, co długo zdecydować się nie mógł, czy bardziej jest Niemcem czy Polakiem, bo z niego po prostu Ślązak. Jest też ukochana babcia – taka, co jak wzór dla wszystkich babć z bajek dla dzieci, a takiej postaci zawsze dużo miejsca i słów się należy.
Na dzień dzisiejszy jestem wdzięczna. Za tę nową perspektywę. Poczucie, iż jestem częścią rodu. Niekoniecznie mocnego, miejscami zdecydowanie mocno pordzewiałego, a czasem i skorodowanego łańcucha. Reflektuję nad moim w tym rodzie zadaniem.
Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, ale każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób. – Lew Tołstoj